Szczelina i Ragnarok w Bergen!

Teatr CHOREA składa wizytę Carte Blanche, by wystawić swoje spektakle!

„SZCZELINA” to spektakl tworzony przez CHOREĘ na motywach utworu norweskiego dramaturga Arne Lygre pt. „Zanikam”, w tłumaczeniu Elżbiety Frątczak-Nowotny, z użyciem fragmentów poezji mistycznej Rumiego, a także osobistych tekstów aktorów.

To nie jest spektakl o uchodźcach, którzy nagle stracili dach nad głową i muszą ruszać w nieznane. To nie jest spektakl o tych, którzy nie wiedzą dokąd idą, wiedzą tylko skąd przyszli. To nie spektakl o ludziach, którzy tracą najbliższych, ale ciągle chcą żyć. To nie jest spektakl o tych, którzy idąc w nieznane i tracąc wszystko, wciąż mają nadzieję, że będą mogli zacząć swoje życie od nowa.

„SZCZELINA” to spektakl o Was – o nas, którzy mając dach nad głową i cokolwiek do zjedzenia, nie zdajemy sobie ciągle sprawy z tego, że w każdej chwili możemy to wszystko stracić i być wyrzuconymi w nieznane, bo ktoś nagle, bez zapowiedzi, zrzuci na nasz dom bombę, zatruje wodę albo odbierze prawo do przebywania w naszym mieście. To spektakl o naszych lękach i o szukaniu nadziei. O tym, że każdy z nas jest, był lub będzie uchodźcą, najczęściej nie z własnego wyboru.

Codziennie czytamy gazety, oglądamy wiadomości. Chwilami chciałoby się uciec na jakąś arkę Noego, albo przynajmniej do Nepalu. A właśnie dzięki pracy nad tym spektaklem czujemy się mniej bezradni wobec otaczającego nas świata (to strasznie naiwne, ale tak czuję). Może dlatego, że walka z własną bezradnością zaczyna się od mówienia o niej i nieodwracania głowy od tego co się dzieje. Szukamy szczeliny, przez którą wpadnie promień światła, a my przedostaniemy się na drugą stronę beznadziei.

Sześć kobiet i jeden mężczyzna próbują opowiedzieć słowami, ruchem i śpiewem, bardzo zwyczajne historie ludzi, którzy stracili wszystko, którzy nie mają już niczego prócz nadziei. Nadziei, która czasami zmienia się w instynkt przeżycia, a czasami w zgodę na jego utratę.

Fot. HOLLYBABA

Ragnarok w nordyckiej mitologii oznacza „zmierzch bogów”, albo po prostu koniec starego świata i początek nowego. Jednak tytuł naszego spektaklu jest jedynym odniesieniem, które bezpośrednio łączy go z mitologią. Poczuliśmy, że to może podsunie widzom kolejną warstwę interpretacyjną, a jednocześnie spodobał nam się fakt, że ten termin jest tak dosadny w swoim znaczeniu.


Spektakl opowiada o nowym świecie. I tutaj chcieliśmy zagłębić się w problematykę człowieczeństwa. Problematykę relacji międzyludzkich, połączenia i kontaktu ze samym sobą oraz obrazu społeczeństwa, ale bez określonych ról czy hierarchii.


Pracujemy z koncepcją liminalności, koncentrującej się na byciu w miejscu „pomiędzy”, które stanowi kluczowy moment w centralnej fazie obrzędu przejścia. To miejsce, w którym już nie jesteśmy dawnymi sobą, ale jeszcze nie staliśmy się niczym nowym. To ambiwalentne, niejednoznaczne miejsce przejścia. Chcieliśmy, żeby cały spektakl był takim miejscem. Rodzajem zaburzonej, zakłóconej, wykrzywionej, niepokojącej sytuacji, niepodlegającej jakiemukolwiek porządkowi, z rodzajem niejasnego napięcia i poczucia niewygody.


Każda z aktorek i każdy z aktorów ma swoją własną historię i wybiera swoją własną ścieżkę, którą podąża przez cały spektakl. Czasami ścieżki się przecinają, wydarzają się pewne relacje. Chcieliśmy podkreślić ten dziwny rodzaj samotności, osobności, obecnej nawet jeśli do-chodzi do spotkań i powiązań, połączeń. Chodzi bardziej o odnalezienie tego specyficznego performatywnego stanu, w którym potrafimy uważnie wsłuchać się w samych siebie – i dzięki temu czułemu i czujnemu słuchaniu – możemy prawdziwie usłyszeć innych.

Fot. HOLLYBABA